Do piekarni pana Jana wszedł mały wesoły chłopiec.
Skąd wiem, że był wesoły?...
bo jego oczy się śmiały już od progu.
Wchodząc, zawołał:
- Dzień dobry, jestem Antoś. Czy ma pan bułeczki śmieszki?...
- Bułeczki śmieszki? - spytał zaskoczony pan Jan.
- Nie, takich bułeczek nie mam, bo ja piekę zwykłe bułeczki.
- Szkoda - odpowiedział zasmucony Antoś...
- Antosiu, a czy w innych piekarniach widziałeś śmieszne bułeczki?
- Nie, ale chciałbym, żeby bułeczki się do mnie uśmiechały - odrzekł chłopiec.
- Skoro tak, to przyjdź do mnie jutro, Antosiu, i jeśli mi pomożesz,
to razem upieczemy bułeczkę śmieszkę.
- Dobrze, proszę pana, przyjdę jutro. A bedę mógł zrobić jej buzię? - zawołał nagle.
- Oczywiście, Antosiu, sam ją uformujesz. Uspokojony chłopczyk pożegnał się
i wybiegł z piekarni na ulicę.
Nazajutrz, tuż przed śniadaniem wszedł do piekarni i spytał: - Pieczemy?
- Tak, Antosiu, ciasto już gotowe, więc możemy zaczynać...
Antoś chwycił kawałek ciasta, zrobił z niego kulkę,
a potem paluszkiem narysował na nim dwa kółeczka i jedno półkole.
Przyglądał się temu czeladnik Błażej, który stał obok wielkiej dzieży.
- Co to będzie? - spytał Antka.
- Buzia bułeczki śmieszki, nie widzisz? - zawołał zdziwiony chłopiec.
Tymczasem mistrz Jan, po cichutku, polecił Błażejowi,
by resztę ciasta tak samo uformował jak Antoś.
Kiedy bułeczki były już uformowane, mistrz Jan włożył je wszystkie do pieca...
- O, jak ich dużo, i jak się do mnie śmieją! - zawołał Antoś,
kiedy Błażej wyjął upieczone pieczywo.
- Podobają Ci się, Antosiu? - Tak, bardzo!
Na to Pan Jan, wręczając chłopcu koszyk z kilkoma bułeczkami, spytał znienacka:
- To może je nazwiemy twoim imieniem, Antosiu?
- Ojej! Naprawdę? - ucieszył się malec. - To jak się teraz będą nazywały?
- antonetki - odrzekł piekarz. - Co ty na to?
- Bardzo ładnie, zgadzam się, proszę pana.
- Antosiu, od dziś te bułeczki będą się uśmiechać nie tylko do ciebie,
ale i do innych dzieci, a ty stałeś się dzisiaj małym piekarzem.
Zadowolony i szczęśliwy chłopiec, niemal każdego dnia chodził do piekarni pana Jana
po bułeczki śmieszki zwane antonetkami.
Ba, nawet wtedy, kiedy dorósł...
żeby uśmiechały się i do niego, i... do jego synka.
KONIEC
Gliwice 14.06.2013 r.